|
|
|
Kto przyjmuje
jedno z tych moich najmniejszych Mnie przyjmuje |
Minął czas próby, czas przyglądania się
i intensywniejszej nauki języka. Miesiąc, który przeżyłam mieszkając
z trzema siostrami na faveli był dla mnie bardzo ubogacający. Favela,
na której byłam jest jedną największych w Curitiba. Rzeczywiście nędza
moralna i materialna jest tu wielka. W ciągu tego miesiąca sześć osób
zmarło, w tym tylko jedna śmiercią naturalną. Tak ciężko zrozumieć
te dziwne prawa brazylijskie. Na ulicach całe gromady dzieci, które
?uczą? się tutaj przeróżnych rzeczy, a także znarkotyzowana młodzież
i dorośli...
Ja mam pod opieką jedną favelę. Zamieszkuje w niej około 160 rodzin.
Favela posiada też kościółek. |
|
Ustalone
jest z księdzem, że będzie raz w miesiącu Msza św., a w pozostałe
niedziele chcę organizować Nabożeństwa Paraliturgiczne. Muszę
odszukać, poznać i zachęcić ludzi świeckich do pomocy. Myślę też zorganizować
grupę dzieci i młodzieży. Cieszę się i uważam to za znak Pana Boga, bo prawie
równocześnie z moim wejściem na favelę był wybór prezydenta tej faveli i
została nim kobieta, dobra katoliczka i doświadczona w pracy
z dziećmi i młodzieżą.
Postanowiłyśmy spotykać się raz w tygodniu i poszukiwać dróg dotarcia do
ludzi... |
Obecnie mamy 26 grup katechetycznych.
W miesiącu maju robimy konkurs maryjny. Dzieci robią różne rzeczy:
różańce z ziarenek czy makaronu, malują Matkę Bożą i obklejają (to
ma być symbol dobrych uczynków), starsze piszą historię objawień,
zbierają ubrania, zabawki, słodycze dla biednych. Ufam, że Matka Boża
się ?raduje?, a każde ich zainteresowanie sprawą Bożą nas też bardzo
cieszy. Kiedyś grupa przygotowująca się do bierzmowania godzinę się
modliła w kościele, a drugą godzinę chciała rozmawiać o Matce Bożej. |
Ale nie wszystkie dzieci są takie. Mam
ciągle w pamięci obraz, gdy wracając do domu koło godz. 21.30 zauważyliśmy
mniej więcej 10-sosbową grupkę dzieci w wieku 7-10 lat. Leżeli na
chodniku przykryci tekturą, a w rączkach trzymali plastikowe woreczki
z klejem czy makonią - tacy mali narkomanii.
Wczoraj spotkał mnie biedny człowiek na drodze do kościoła. Prosił o pieniądze
na bilet. Mówił, że nikt mu nie wierzy, odsyłają go z niczym. Dostał od kogoś
kawałek chleba. Rozpłakał się. Mówił, że jego życie jest gorsze od losu psa.
Pytam się gdzie on teraz pójdzie. Odpowiedział, że przed siebie, ale się nie
martwi, bo Pan Bóg jest zawsze przed nim. Nic mu nie dałam, ale odszedł uśmiechnięty,
a jego ufność w Opatrzność Bożą zastanawia. Od tych prostych, biednych ludzi
nauczyć się można wiele. |
Czas leci nam bardzo
szybko, sporo pracy. Ja czuję się w swoim żywiole. Odwiedziny ubogich
rodzin, ważenie dzieci, których coraz więcej odnajduję niedożywionych
i na razie nie wiem, co robić. Bardzo mało jest tu liderek, a te, co są - fachowo
bardzo słabiutkie w pracy. Och gdyby była przynajmniej jedna taka, jakie miałam
w Curitiba, byłoby cudownie! W poniedziałek jadę z grupą nastolatków do jednej
z wiosek, gdzie jest najwięcej ludzi, potomków afrykańskich niewolników - sami
czarni. Jedziemy na rowerach, bo to szybciej. Druga możliwość, to jechać wozem
zaprzęgniętym w woła. Okolice są piękne, ale bardzo duża bieda. Ludzie są chyba
przyzwyczajeni do takich warunków życia. W naszym domu już prawie miesiąc nie
ma bieżącej wody i też się przyzwyczaiłyśmy.
Jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu za tę nowa placówkę. Czasem wrócę myślą do
mojej pracy w Curitiba - też się cieszę, że mogłam tam pracować. Wiele się nauczyłam,
miałam możliwość pomóc wielu ludziom - jestem tego świadoma i bardzo wdzięczna
Panu Bogu za dary, którymi mnie obdarzył. |
S. Karola |
|
|
|
|