|
 |
Świadectwa
- Początki misji |
GABON |
|
Kraje
afrykańskie różnią się od siebie tak jak i kraje europejskie.
Różnią się historią, kulturą, językiem, sposobem życia,
gospodarką, polityką itd.
Gabon - kraj bardzo mały, ale bardzo piękny, o powierzchni
267 667 km, ludności miejscowej 1 500 000, drugie tyle to obcokrajowcy. Graniczy
z Kongiem, Kamerunem, Gwineą Równikową a od wschodu i południa otacza
go Ocean Atlantycki. Już w XVI wieku Portugalczycy przybyli na tereny dzisiejszego
Gabonu i nazwali kraj "gabao" co oznacza "szałas". Potem
Francuzi przekształcili nazwę na Gabon.Stolica Libreville, co w języku polskim
znaczy
"wolne miasto", rozciąga się malowniczo tuż nad Atlantykiem
i ma też swoją historię. Walcząc z handlem niewolnikami, marynarka
francuska odbiła w 1849 r statek z żywym towarem.
Ludzie wypuszczeni na brzeg osadzili się nazywając miejscowość "wolne
miasto", gdyż nareszcie odzyskali wolność. Gabon odzyskał
niepodległość i stał się Republiką, dopiero w 1958 roku.
|
Przybywając do nowego kraju, trzeba
najpierw poznać jego historię, by lepiej zrozumieć ludzi
i ich mentalność. Gabon jest krajem spokojnym - jak do
tej pory nie było tu przelewu bratniej krwi. 85% kraju
pokryte jest lasem tropikalnym, drzewo więc stanowi ogromne
bogactwo, jak również ropa naftowa, gaz i inne.
Klimat jest tutaj równikowy, gorący i bardzo wilgotny.
Dominującą religią jest religia katolicka, ale coraz bardziej
szerzy się islam oraz powstają różne sekty, które
są bardzo agresywne w zdobywaniu "wiernych".
Pierwsi misjonarze francuscy przybyli statkiem na wybrzeże
29 września 1844 roku i odprawili pierwszą Mszę św. w miejscu obecnej parafii
pod wezwaniem Michała Archanioła. Dokładnie w 168 rocznicę ewangelizacji Gabonu
z woli Bożej i polecenia Przełożonych przybyłyśmy, by poszerzyć zastępy misjonarzy
na tych ziemiach. Właśnie z tego kraju ponieśli misjonarze światło ewangelii
w głąb Afryki, ale sam Gabon jakby zaczął się cofać i usypiać. Z tego względu
Ojciec św. Jan Paweł II, będąc z wizytą pastoralną już 25 lat temu zwrócił
się z wezwaniem do kościoła miejscowego "powstań i chodź". Słowa papieża
zaowocowały nowymi powołaniami, powstaniem nowych parafii itd., ale duch tego
świata też nie śpi. Potrzebni są nadal ci, którzy poniosą światło Chrystusa
następnym pokoleniom.
Zostałyśmy szybko zaakceptowane przez tutejsze środowisko,
a słowa Pana "szukajcie najpierw królestwa Bożego, a wszystko inne
będzie wam przydane" przeżyłyśmy i przeżywamy dosłownie i namacalnie. A
cóż mówić o pięknie natury, którą podziwiamy każdego dnia,
o wspaniałych i niepowtarzalnych zachodach słońca nad Atlantykiem?
S. M. Damiana
|
REPUBLIKA
DEMOKRATYCZNA KONGA |
|
Jestem
po wizycie z Kinshasa. We wspólnocie jest bardzo dobra atmosfera,
a postulat wnosi dużo radości. Miałam tam spotkanie z czterema
postulantkami drugiego roku, na temat odbytych sesji i czekającego
ich nowicjatu, a w poniedziałek rano poleciały do Duala,
gdzie czekała na nich s. Damiana. Na nowy rok z ostało przyjęte
sześć kandydatek, które 4 października rozpoczną pierwszy
rok postulatu.
Dom wymaga dalszych remontów, a w związku z ciągłym brakiem wody istnieje konieczność
zrobienia cysterny na wodę.
Dziękuję za cały trud i troskę o każdą z nas i zapewniam o naszej duchowej łączności.
Z serdecznymi pozdrowieniami
S. Liliosa
|
Pozdrawiam
gorąco z Kinshasa. Zaraz na początku mojego tutaj pobytu,
zmarł Kardynał Etshou, miałam więc okazję uczestniczyć
we wszystkich uroczystościach pogrzebowych. Nie znałam go
wcześniej,
ale od razu zauważyłam że była to wielka i bardzo znacząca
osoba dla tamtejszego Kościoła i chyba dla całego państwa.
Słyszałam nawet jak ktoś mówił, że dla Konga zrobił on
tyle, co Jan Paweł II dla Polski. Msza św. pogrzebowa celebrowana
była na stadionie, który był pełen ludzi, a jest bardzo
duży.
Następnego dnia, w Katedrze, było złożenie ciała do grobu.
Było tyle ludzi, że do katedry nie było szans się dostać.
Przyjechali na tę uroczystość prezydenci obu państw, tzn.
Sasou Nougasa z Kongo Brazzaville i Joseph Kabila z Kongo
Kinshasa. Wszystkich bardzo poruszyły słowa Kardynała Thumi,
który najpierw przypomniał niektóre wydarzenia z życia
śp. kardynała, a później powiedział: "Kard. Etshou swoją
wieczność przygotował sobie tutaj na ziemi i my wszyscy naszą
wieczność przygotowujemy też dzisiaj. Jeśli dziś jesteś prezydentem,
myśl o tym, że swoją wieczność przygotowujesz tutaj na ziemi,
jeśli jesteś nauczycielem swoją wieczność przygotowujesz
dzisiaj, jeśli jesteś pielęgniarką, sprzedawcą, studentem....
itd., swoją wieczność przygotowujesz tutaj, dzisiaj".
Poza tymi wydarzeniami poznaję Kongo od drugiej strony rzeki. Kongo Demokratyczne
jest jednym z największych państw Afryki, jest lepiej rozwinięte niż Kongo Brazzaville,
ale jeszcze bardziej zniszczone działaniami wojennymi i zaniedbane gospodarczo.
Chociaż trzeba przyznać, że ludzie są chętni do pracy i każdy coś robi, żeby
zarobić na swoje utrzymanie.
Nasz dom jest duży i wymaga remontów; dach przecieka, ale dobrze, że zaczyna
się pora sucha. Siostry tej wspólnoty i postulantki radzą sobie dzielnie z tym
wszystkim. Wszystkie pozdrawiają i zapewniają modlitwie.
S. Roberta
|
YAOUNDE |
|
Wraz
z s. Damianą, doświadczoną misjonarką tworzymy trzecią
wspólnotę józeficką w Kamerunie. Pracujemy w szpitalu, który
jest nieustannie
pełny chorych. Pielęgnuję i opiekuję się noworodkami, które
już przyszły na świat z problemami zdrowotnymi.... Przyczyny
ich chorób to przede wszystkim septyczne porody po domach,
nieprzestrzeganie zasad higieny oraz choroby matek w czasie
ciąży... Będąc w bliskim sąsiedztwie ze wspólnotą z Omvan
(25 km), gdy tylko mamy sposobność, to udajemy się do naszych
sióstr.
Uroczystość św. Józefa również spędziłyśmy w józefickim
gronie. Odkąd są tam siostry, "ruszyło" Bractwo
św. Józefa. Początkowo należało do niego kilku leciwych
staruszków, ale teraz szeregi się pomnożyły i odmłodziły.
S.
Rachel
|
W
szpitalu w Yaounde jestem zatrudniona na oddziale intensywnej
terapii, gdzie trafiają ludzie najczęściej już w agonii:
zapalenie opon mózgowych, wylewy, nowotwory w ostatnim
stadium, powikłania pooperacyjne, rozległe oparzenia. Nic
więc dziwnego,
że liczba zgonów jest wysoka. Rodzina musi wykupić leki,
przynieść jedzenie, pościel - szpital jest płatny, nie
ma bowiem ubezpieczeń. ... Pracujemy w szpitalu, ale nie
tylko
jako pielęgniarki. Wymaga się od nas nie tylko znajomości
zawodu (nikt sobie nie wyobraża, że siostra może czegoś
nie wiedzieć), ale czegoś więcej. Uczymy chorych zobaczenia
sensu
cierpienia, odnalezienia nadziei w sytuacjach po ludzku
beznadziejnych. Jest to bardzo trudne, ale ratuje nas ciągle
i na nowo świadomość,
tego co powiedział Pan Jezus: "A oto Ja Jestem z wami"
S.
Damiana
|
NYOMBE |
|
Już
dobiega czwarty miesiąc naszego pobytu w Nyombe. Zaczynamy
odkrywać Kamerun w całym jego bogactwie i biedzie. Mnie przeniesiono
do apteki (dobrze, że mam praktykę z Oyo).... Leczą się tu
pracownicy plantacji bananów i ich rodziny... W pobliżu są
plantacje kawy, pieprzu i kakao. Ziemia jest tu wulkaniczna,
dużo gór... 20 kwietnia przeżyłyśmy niecodzienną uroczystość.
Otóż decyzją Ojca św. Jana Pawła II został mianowany polski
misjonarz ks. Jan Ozga biskupem w Doume.
Konsekracja w całej
oprawie murzyńskiej z tańcami i śpiewem wypadła bardzo
uroczyście. Po Mszy św. i wspólnym posiłku odbyło się spotkanie
księdza
biskupa z Polakami. Było bardzo radośnie... Ksiądz biskup
prosił o wsparcie modlitewne, bo w tej diecezji od dwóch
lat nie było biskupa.
S. Aurelia
|
Już
niedługo będzie 3 miesiące od wyjazdu z Paryża i szczęśliwym
wylądowaniu na afrykańskiej ziemi. Afryka - piękna pięknem
przyrody i niezmiernie uboga ludzką nędzą nie tylko materialną,
ale duchową i moralną. Mimo to ludzie przyjęli nas z wielką
otwartością, prostotą, szczególnie personel szpitala, gdzie
pracujemy (na oddziale pediatrii i wewnętrznym). Liczba przybywających
do szpitala jest dość duża, szczególnie dzieci z powodu epidemii
różyczki, która jest tu o wiele groźniejsza niż w Polsce...
We wspólnocie z s. Rosine i s. Lydie (Afrykanki) żyjemy jakbyśmy
się znały od wieków. Obydwie są kochane, pracowite, rozmodlone
i dobre.
S. Lidia i S. Franczeska (bliźniaczki)
|
OMVAN |
|
Misja
położona jest 25 km od stolicy Kamerunu Yaounde, w tym 6
km polnej drogi, uciążliwej do przejechania w porze deszczowej.
Powierzchnia misji liczy około 36 ha i w większości pokryta
jest buszem. Mieszkańcy tutejsi czekali na przyjazd sióstr
3 lata, bo tyle upłynęło od wyjazdu poprzednich sióstr z
Haiti...
My zajęłyśmy 2 budynki, które służą nam na mieszkanie
i zarazem tymczasowo za szkołę dla dziewcząt uczęszczających
na kurs szycia, na wykłady z zakresu medycyny i na kurs języka
francuskiego. Korzysta u nas z tej formy pomocy około 80
dziewcząt. W tej chwili dziewczęta przygotowują wystawę haftowanych
obrusów i bieżników.
Za otrzymane w ten sposób pieniądze
mamy w planie zakupić maszyny do szycia. |
Nad
tą formą apostolstwa czuwa u nas s. Felicja. S. Cecile pracuje
w szkole katolickiej, która znajduje się na terenie misji.
Liczy ona 300 dzieci. S. Rosine i ja prowadzimy punkt pomocy
pielęgniarskiej. Otwarcie przychodni przewidziane jest za
rok.... Od października około 700 osób znalazło u nas pomoc
medyczną. Wkrótce rozpoczną siostry też konsultacje i profilaktykę
w wioskach.
S. Maksymiliana
|
W
czasie Wielkiego Postu, kierowane motywacją realizacji charyzmatu
naszego Zgromadzenia i wychowania dzieci do dzielenia się
z ubogimi, uwrażliwiania na cierpienia innych i konkretnej
odpowiedzi ludziom poszłyśmy z dziećmi z wizytą do osób starszych
z wioski Ekom. W każdym z domów wizytę zaczęłyśmy od porządków
w domu, na parceli. Dzieci przyniosły wodę dla chorych w
wiadrach z pompy oddalonej ok. 1 km, pozbierały też drewno,
które będzie służyć do przygotowania na ogniu posiłków. Po
tych przygotowaniach dzieci zaangażowały się w przeprowadzenie
modlitwy z chorymi w ich intencjach. Na końcu podzieliły
to, co przyniosły dla chorych i co z hojności swych dziecięcych
serc chciały ofiarować... Poznanie osoby Ks. Zygmunta jest
dla tych dzieci wezwaniem do czynienia dobra, troski o samotnych
i tych, co są biedniejsi od nich, a dla nas wyzwaniem, by
coraz bardziej wchodzić w jego duchowość i to całkowite oddanie
się Bogu, by ON sam działał.
S. Wanda
|
GAMBOMA |
|
Gamboma
jest dosyć dużym ośrodkiem. Gamboma dowiedziałam się, iż
znaczy "miejsce boa" ... Czasem nawet dwie godziny
jest prąd elektryczny, natomiast duży problem stanowi woda,
która na misji jest tylko z deszczu, a do rzeki dosyć daleko...
S.
Liliosa
...Dojeżdżam do wiosek, gdzie karczujemy
z dziećmi brus, przygotowując w ten sposób parcelę pod budowę
kaplicy...Po skończonej pracy ks. Józef prowadzi katechizm,
a ja rozdaję leki i robię drobne opatrunki...
s. Noemi
|
30.10.1988
odbyła się w Gamboma pierwsza profesja s. Marie Christine. |
Dzisiaj
parafia Piusa X przeżywa czas bogaty w modlitwę i braterstwo,
tylu młodych przybyło z odległych wiosek i miasteczek...Otaczają
serdecznością ich starszą siostrę Christine, która poświęca
się na służbę Bogu i ludziom. 7.11.1987 ja sam przybyłem
na otwarcie Nowicjatu i poświęcenie domu nowicjatu. Było
to piękne
święto. Ziarno wydało owoc. Dzisiaj pierwsza nowicjuszka
składa pierwsze śluby zakonne. Niech będzie Bóg błogosławiony.
(Z
homilii ks. Bp. Jerzego Singhę)
|
Czas
przedświąteczny przyprowadził do nas wielu biednych. Między
innymi małą wycieńczoną
dziewczynkę w wieku 9 lat o imieniu Floida. Dziewczynka znaleziona
na ulicy jednej z dzielnic Gambom jest sierotą. W szpitalu
zrobiono jej badania i podjęto kroki ku leczeniu. Prezent
jaki nam podarowała na wigilię to uśmiech, który przemienił
jej
zalęknioną twarz i niedowierzające oczy. Jeszcze jedno z
adwentowych przeżyć. Dotyczy ono chłopca z ulicy, któremu
od lat siostry
pomagają. Jednego dnia przyszedł do nas z dużą laską asperge.
Przyniósł ją z duma wraz z odrobiną manioku i ryby solonej.
I tak po prostu z radością w oczach pochwalił się, że otrzymał
to od przejeżdżających ludzi. Maniok i rybę postanowił zachować
dla siebie a asperge był dla nas prezentem. On, który nie
ma nic, znalazł coś czym zechciał się podzielić. Sytuacja
ludzi
w Gambom jest ciężka, wydaje się że z dnia na dzień jest
coraz więcej biednych. Staramy się odczytywać te potrzeby
i towarzyszyć
ludziom...
S. Wanda
|
BRAZZAVILLE |
|
Będąc
u progu wielkiej podróży do "Czarnych Braci" miałyśmy
szczęście otrzymać osobiste błogosławieństwo Ojca św. W
jego prywatnej kaplicy uczestniczyłyśmy we Mszy św., odbyłyśmy
pielgrzymkę do Asyżu i modliliśmy się na grobach tych,
którzy
walczyli pod Monte Cassino.
S. Damiana i S. Liliosa
|
Brazzaville,
miasto rozlegle, nocą nawet pięknie oświetlone. Już rozpoczęłyśmy
pracę w parafii św. Franciszka z Asyżu Duża liczba dzieci
i młodzieży przychodzi na katechizację. Schola, chór, ministranci,
liczne grupy kobiet i mężczyzn, tworzą w parafii tzw. "fraternité".
Ksiądz proboszcz pragnie, aby te wszystkie grupy objąć
opieką duszpasterską.... W naszej parafii jest również
dużo biednych,
którzy do nas przychodzą i proszą o żywność, o ubranie.
Planujemy już w najbliższym czasie ich odwiedzać i dzielić
się z nimi
tym co posiadamy.
S. Liliosa
|
W
tym roku szkolnym mamy w naszej parafii około 1.000 dzieci
i młodzieży objętych katechizacją i formacją religijną. Staramy
się to robić jak najlepiej, chociaż można by było jeszcze
więcej, ale niestety, ciągle nas za mało. S. Felicja otworzyła
Centrum Socjalne św. Józefa, gdzie przychodzą młode kobiety
i dziewczęta, aby nauczyć się szycia, trykotowa itd. Gdy
się nauczą, to wtedy będą mogły przychodzić codziennie, korzystać
z naszych maszyn i sprzedawać zrobione rzeczy. To jest pomoc
jakiej możemy im udzielić, dopóki nie kupią sobie własnej
maszyny... Ożywił się również chór dziecięcy, gdyż s. Felicja
zorganizowała dla dzieci lekcje gry na fletach, gitarach
i trąbce. To na pewno będzie wielka atrakcja i środek, aby
przyciągnąć innych... Aktualnie mamy 4 aspirantki... od września
zaczną właściwy postulat a potem nowicjat. To nowa praca,
do której Pan nas powołuje...
S. Eugenia
|
Nowicjat
juz rozpoczęty. Dnia 4 .10 1986 pierwsza nowicjuszka - Christine,
w święto św. Franciszka została przyjęta przez naszą wspólnotę
i rozpoczęła kanoniczny Nowicjat. Aktualnie mieszkają jeszcze
z nami dwie aspirantki. Kilka innych przychodzi regularnie
na comiesięczne spotkania. Mamy w tym roku 1000 dzieci i
młodzieży na katechizmie, 7 grup Młodzieży Światłości, wszystko
inne także, jak: chór dziecięcy, centrum socjalne, księgarnia
i Nowicjat.
S. Eugenia
|
Minęło
już trochę czasu od chwili gdy po raz pierwszy stanęłam
tak konkretnie między tymi najbiedniejszymi, odrzuconymi
ludźmi,
dotkniętymi straszną chorobą trądu. Przyznać muszę, że
dzięki Bożej łasce, stosunkowo szybko zaklimatyzowałam
się w tym
środowisku i pokochałam tę pracę i ludzi tak bardzo cierpiących.
S.
Noemi
|
Oto
Afryka- Kongo - Brazzaville! Już miesiąc minął jak powitała
nas tu
zapadający zmrok i grupa roześmianych misjonarskich twarzy.
Podziwiam niesamowity wkład pracy, wysiłku i ofiary naszych
sióstr w to wszystko, co tu istnieje - chwała Najwyższemu
i wszystkim wspomagającym misje. Wszyscy pytają mnie o
pierwsze wrażenia, musze przyznać, że aż tak wielkiego wrażenia
Afryka
na mnie nie wywarła. Dużo naoglądałam się z dziewczętami
video-casset,
przeźroczy, wszystko jest mi w miarę bliskie, znane. Choć
sama rzeczywistość bycia tutaj pobudza do pracy, służby.
Siostry
pracują na "wszystkich frontach", począwszy od
szpitali, przez księgarnię, katechezę, młodzież dzieci
katechistów i
ubogich, aż po kuchnię i wszystkie zajęcia domowe. Czekamy
na nowe siostry!!! Pracy jest dużo.
S. Leticja
|
Wszystko
dla mnie jest nowe: język, szkoła, katecheza, spotkania
z ludźmi, ich odmienną mentalnością - tylko wezwanie Jezusa
zawsze to
samo - "Zostaw wszystko i pójdź za Mną". Tutaj
chyba wyraźnie to czuję, że trzeba zostawić wszystko. Pracuję
w naszym
przedszkolu. W tym roku jest 97 dzieci - podzielone na
3 grupy. Ja właściwie więcej czasu poświęcam nauczycielkom
niż dzieciom,
ale wydaje się to ważniejsze, bo jeśli one będą odpowiednio
przygotowane to dzieci na tym skorzystają. Nie jest to
łatwe.
Trzeba odszukać dróg, stawiać wymagania, ale jednocześnie
zrozumieć.... Oprócz przedszkola jest jeszcze katecheza
w parafii. Ja mam
pod opieką pierwszy i czwarty rok... Siostry bardzo mi
pomagają, bez ich pomocy nie dałabym rady.
S. Roberta
|
OYO |
|
Pierwsze
dni urozmaicone były odwiedzinami dzieci i dorosłych, którzy
przychodzili przywitać nowe siostry. Każdy przynosił, co
mógł, tzn. owoce manga, dwa banany i jakieś inne owoce
czy warzywa, których nazwy nie znam. Dzieci są tu bardzo
chude,
ubrane biednie. Ludzie jedzą tutaj raz dziennie maniok
z takim sosem przygotowanym z liści.... W niedzielę była
pierwsza
Msza św. z wiernymi, gdyż w ciągu tygodnia przychodzą tylko
dzieci. Takiego śpiewania, klaskania i przytupywania do
rytmu, jak żyję nie słyszałam.... Msza św. trwała 2,5 godz.
Po Mszy
św. gdy wyszłam z kościoła, dzieci okrążyły mnie i zaczęły
śpiewać - o dziwo po polsku- "witamy nasze siostry.." Następnie
podchodzili dorośli, podawali rękę i mówili: M. Bote Solur
- witaj siostro....
S. Felicja
|
Rozpoczęły
się dla nas szare misyjne dni.... Pierwsze dni były przygotowaniem
do Świąt Bożego Narodzenia... Razem z ministrantami zrobiłam
w kościele szopkę. Szopka była jakby ruchoma, bo dzieci chodziły
i przestawiały figurki.... W Boże Narodzenie poszłyśmy odwiedzić
chorych do szpitala. Ksiądz dał nam konserwy, byśmy mogły
wręczyć prezent każdemu choremu z okazji świąt. W drugi dzień
świąt po Mszy św. wszystkim obdartym dzieciom dawałyśmy nowe
ubranka. Była to nasza wspólna radość...
S. Rozariana
|
Jeśli
chodzi o nas to czujemy się naprawdę dobrze; codziennie dziękujemy
Bogu, że możemy tutaj być wśród najbiedniejszych tej ziemi
i realizować swoje powołanie misyjne. Wydaje się, że nie
ma na świecie ludzi tak szczęśliwych jak my tutaj... Nie
oszczędzamy się. Intencje mamy jak najlepsze, by pracować
tylko i wyłącznie dla Chrystusa, by On wzrastał w sercu każdego
człowieka, z którym się spotykamy na kongijskiej ziemi.
S.
Rozanna i S. Rozariana
|
Przygotowałyśmy
ubrania dla 35 dzieci do chrztu. Obrzędy chrztu podzielono
na dwie części. Rano była część wstępna, między innymi przecinanie
obrączek i sznurów, które im kiedyś nałożył fetyszer. Ks.
Proboszcz używał do tego nożyczek, a u niektórych musiał
brać kleszcze, by przeciąć grube druciane obrączki. Ludzie
na to patrzyli z trwogą co się stanie jak ksiądz przetnie
fetysze. Ale dzięki Bogu nikt nie umarł, jak im kiedyś obiecywał
fetyszer. Te fetysze złożył ks. Proboszcz przy krzyżu...
Nabożeństwo wieczorne było o 17.00... Co za zaszczyt był
dla mnie przygotowywać i nakrywać do chrztu, a potem w czasie
chrztu trzymać główkę każdemu murzyniątkowi. Były to dzieci
od trzech miesięcy do 6 lat.
S. Rozariana
|
Byłam
tydzień temu w najdalszej wiosce Koyo (35 km od Oyo), gdzie
można tylko dojechać motorem... Jedzie się przez pola i lasy
po wąskich ścieżkach i wśród wysokich traw. W tej wiosce
leczyłam ludzi od 8.30 do 15.00 bez przerwy i wytchnienia....
W powrotnej drodze zatrzymali mnie w jednej wiosce, by zrobić
opatrunki trędowatemu. Dosłownie, przez godzinę myłam rany...Ten
człowiek wstydzi się ludzi, opuszczony przez żonę, dzieci
i innych... Zostawiłam mu trochę konserw, lekarstw i bandaży,
może się ktoś znajdzie, by mu zmienić opatrunki, bo ja jeżdżę
do tej wioski raz na trzy tygodnie.
S. Rozariana
|
Pragnę
podzielić się moimi przeżyciami z wioski... Trzeba było zabrać
leki, bo cała wioska przychodzi po nie. Musi ich być dużo...wszystko
przygotować do Mszy św. bo w wiosce nie ma nic, nawet trzeba
zabrać naftę i świeczki...Wyjeżdżamy samochodem 40 km. Potem
wyładowujemy wszystkie bagaże, na brzegu Alimy czeka na nas
piroga (łódka). Przed nami cztery godziny drogi z takim ładunkiem...
łódka wąska ruszać się nie można... O godz. 16.00 jesteśmy
na brzegu. Teraz trzeba rozładować bagaż, brać na plecy i
4 km nieść wąską ścieżką... Bagaże to pokaźne walizki z lekami,
żywnością dla nas i dla biednych, bielizną dla ubogich. Pomagają
nam tubylcy... Wieczorem jesteśmy na miejscu.. Czekają ludzie
z molową (sok palmowy), aby nas powitać. Po rozpakowaniu
bagaży
idziemy do kapliczki na wspólne modlitwy... ustalamy program
na jutro... Drugi dzień zaczynamy Mszą św., potem katechizm,
odwiedziny ludzi... ja zaczynam leczenie... nie ma tu lekarza,
pielęgniarki, apteki.. Ludzie czekają na misjonarzy...
S.
Matylda
|
LISTOPAD
1975 rok |
|
Mija
trzy dni od naszego przyjazdu do Brazzaville. Samą podróż
miałyśmy wspaniałą... Od dnia dzisiejszego rozpoczęłyśmy
różne praktyki, dużo z nich skorzystamy dla naszej przyszłej
pracy... Najprawdopodobniej przed Bożym Narodzeniem pojedziemy
już na naszą placówkę... Ten świat ludzi kongijskich jest
zupełnie inny, niż wyobrażałyśmy go sobie. Trzeba go poznać,
zrozumieć i pokochać, jak swoją własną ojczyznę. Trzeba
wychodzić tym ludziom naprzeciw, bo oni wobec białych zachowują
dystans.
Mieszanina języków jest jeszcze jedną cechą charakterystyczną
dla Konga. My najprawdopodobniej zaczniemy od "języka
serca". Zrobimy wszystko, "żeby naśladować Boga
i postępować drogą miłości (Ef 5,1-2).
S. Eugenia
|
|
|
|
|