Duże dłonie
ojca Barbara
Gruszka-Zych
Do jego grobu pielgrzymują
odwiedzający Cmentarz Łyczakowski. Klękają, całują
postument z figurą Dobrego Pasterza, proszą o
łaski. Ks. Zygmunt Gorazdowski to jedyny
kanonizowany pochowany na tej
nekropolii Szatnia w kaplicy
Imponująco wygląda kompleks 6 budynków z
ogrodem – „zakład dla nieuleczalnych i
wyzdrowieńców” przy Kurkowej 53, dziś Łysenki. Ks.
Gorazdowski budował je przez 15 lat, żebrząc o
wsparcie u zamożnych. Znalazło tam opiekę 100
chorych (po sześciu tygodniach bezwarunkowo
wypisywano ich ze szpitali). Podtrzymywał na duchu
i podopiecznych, i siostry. Kiedy któraś z
pracujących w kuchni żaliła się, że brak jej
żywności na obiad, uspokajał: „To przyjąć trzeba
spokojnie (...) Pan Bóg czuwa nad nami”. Dziś
mieści się tu państwowe Centrum Rehabilitacyjne
dla 220 dzieci upośledzonych umysłowo.
S.
Eugenia: – Prosiłyśmy władze miejskie o zwrot
posiadłości, ale mówiono, że nie, bo to szkoła
wzorcowa. 10 lat temu przeżyłam tu szok – w
miejscu, gdzie była kaplica, wokół prezbiterium,
zrobili toalety dla chłopców. To metody
komunistów, żeby zgnoić najświętsze miejsce. Dziś
w kaplicy mieści się szatnia, którą pokazuje nam
woźna, pani Marianka. Nic nie wie o świętym. – My
wsie znaju historię zakładu – przekonuje pani
Jarosława (25 lat uczy ukraińskiego). Prowadzi nas
do pokoju z balkonem, gdzie umierał ksiądz. To
salka rekreacyjna dla sześciolatków uczących się w
sąsiedniej klasie. – Kiedyś wisiał tu portret ojca
– s. Eugenia ofiaruje nauczycielce obrazek z
wizerunkiem świętego. Pani Jarosława wsuwa go za
ramkę zdobiącego ścianę widoczku. – Trzeba zapytać
dyrekcji, czy można powiesić dużą fotografię –
proponuje. Przechodzimy przez zagrzybione pokoje
dla najmłodszych wychowanków. Przed wojną był tu
nowicjat.
W zwykłej trumnie W
marcu 2001 r. s. Eugenia była świadkiem ekshumacji
zwłok założyciela: – Z niepokojem czekałyśmy, co
zobaczymy. Pochowany był w ziemi, w zwykłej,
zbutwiałej już trumnie. Ciało oplecione przez
lipę, która tu rosła, przesunęło się trochę w
poprzek. Lekarze odplątywali kości z korzeni.
Zachowały się małe, fioletowo-złote kawałeczki
ornatu, pompon z biretu, guziki od sutanny z
resztkami materiału i sznurek, który ją wykańczał,
ziarenka porwanego różańca, nawet gwoździe od
trumny. Potem kości były czyszczone w
prosektorium, nasze siostry i pielęgniarki moczyły
je w roztworze wina i spirytusu i szczotkowały. Na
koniec na białym materiale ułożono cały szkielet
świętego. Lekarze stwierdzili, że po 80 latach
zachowało się go 98 proc. Według obliczeń miał
175–180 cm wzrostu. I duże dłonie.
Konto ss. józefitek
lwowskich: PKO S.A. I O w Tarnowie 16 1240 1910
1978 0010 0366
7746
|