Duże dłonie
ojca Barbara
Gruszka-Zych
Do jego grobu pielgrzymują
odwiedzający Cmentarz Łyczakowski. Klękają, całują
postument z figurą Dobrego Pasterza, proszą o
łaski. Ks. Zygmunt Gorazdowski to jedyny
kanonizowany pochowany na tej
nekropolii Zobaczył takie biedaki
Sztab opieki nad 70 chorymi i starszymi
znajduje się przy Tatarbunarskiej 10. Zajmują się
nimi s. Grażyna i s. Paula. – Prawie wszyscy
podopieczni to Polacy, rodziny zwykle czekają na
ich mieszkania. Doglądamy, żeby nie umarli sami.
Kiedy odetną im gaz, prąd, regulujemy opłaty,
udzielamy pomocy medycznej – opowiada s. Eugenia.
– Postulantki idą do chorych posłuchać o ich
młodości, uczą się życia. – Odwiedzam ich, żeby
zapalić iskierkę nadziei, że są nam potrzebni –
mówi s. Joanna. – Służąc im, służymy Chrystusowi.
W pokoju pani Marii słychać stukot kopyt o
lwowski bruk. – To konik wiezie wycieczkę –
objaśnia. – Kiedyś jak dąb byłam, a teraz – „był
obraz i oblazł”– pokazuje na swoje zdjęcie, kiedy
miała 19 lat. Ta sama jasna buzia i oczy, tyle że
uśmiechają się z pościeli. Pani Maria przeszła
zawał, amputowali jej nogę, po paraliżu włada
tylko lewą ręką. Mąż Edward nie daje rady nią się
zajmować. Kiedy wyszedł na zakupy, złamał żebra. –
Codziennie rano mówię Jemu – chora patrzy na
wizerunek Miłosiernego zawieszony nad łóżkiem –
gdyby brakło sióstr, co by ze mną było? Józefitki
przynoszą jej obiad, myją, leczą, grają na
gitarze. – Co będę kwękać, lepiej się za nie
pomodlę, to moje siostry, chciałabym je przytulić
– ściska dłoń s. Terezjany. – A Gorazdowski to był
mądry ksiądz. Umiał patrzeć w przyszłość, zobaczył
takie biedaki jak my i się nami zajął.
Siostry dla każdego W każdy
wtorek przy Tatarbunarskiej rozdają biednym dary.
S. Eugenia: – Słoninki ktoś da, kaszy, rzeczy
używane. Przychodzą po nie nawet z wiosek. Siostry
dogadzają każdemu, nawet kiedy grymasi. Wzorują
się na założycielu. Kiedyś ubogi niezadowolony, że
ksiądz dał mu zbyt małą jałmużnę, rzucił mu ją pod
nogi. Ten schylił się, podniósł pieniądze i z
pokorą przeprosił, że to jego ostatni grosz i nie
ma więcej. Siostry kontemplacyjne obrządku
wschodniego chodzą z kamiennymi twarzami, ze
spuszczoną głową. Siostry rzymskokatolickie
uśmiechają się, jeżdżą na rowerze i, jak s.
Grażyna, kierują busikiem. Wielu, nie tylko
katolików, szuka z nimi kontaktu. Zwierzają się,
radzą, „spowiadają”. Młodzież przychodzi na
rozmowy dotyczące sensu życia. Na Tatarbunarskiej
s. Marlena i s. Antonetta dla tych z
najbiedniejszych rodzin prowadzą świetlicę.
Korzystają z niej dzieci od 6 do18 lat, w
większości wyznania greckokatolickiego. –
Odrabiają lekcje, coś zjedzą, bawią się. Pomagają
nam nauczyciele matematyki, ukraińskiego,
informatyk – opowiada s. Marlena. Pojechała na
kanonizację do Rzymu. – To była radość, że cały
świat zobaczył naszego ojca na obrazie. Teraz
chodzę jego śladem ulicami Lwowa – mówi.
Zatarte ślady Z siostrami
Eugenią i Terezjaną wyruszamy na Lwów zobaczyć
miejsca związane z ks. Gorazdowskim. W kościele
św. Mikołaja pracował przez 25 lat jako wikary,
potem proboszcz. Tu animował duszpasterstwo
młodzieży. Przejął się ubogimi studentami,
uczącymi się w świetle latarń, i założył dla nich
internat. Dziś świątynię zamieniono na katedrę
prawosławną patriarchatu kijowskiego. – Siedzibę
metropolity Andrieja – wyjaśnia pan Wiktor,
kościelny. Z czasów świętego przetrwały mury,
alabastrowe balaski, boczny ołtarz i ambona w
kształcie łodzi. Może to z niej mówił: „Pamiętaj,
że niebo jest twoją wieczną ojczyzną”. – Jaka
wytarta posadzka, po której chodził założyciel –
s. Eugenia z troską patrzy pod nogi.
Przy
pnącej się w górę Paulinów 5, dziś Niżyńskiej, ks.
Gorazdowski zbudował Zakład Dzieciątka Jezus dla
samotnych matek z dziećmi. Każda z kobiet miała
obowiązek opiekować się dodatkowo jednym z
osieroconych maleństw. S. Eugenia: – Dzięki ojcu
ocalało 3000 dzieci. Teraz to zwykły budynek
mieszkalny. Tylko ludzie narzekają na mały metraż
pokoi, kiedyś przeznaczonych dla matek z
maluchami.
|