- Początki misji
- Dramat wojny
- Nasza codzienność
 
 
 
 
 
 
 
 
Świadectwa - Początki misji
GABON
Kraje afrykańskie różnią się od siebie tak jak i kraje europejskie. Różnią się historią, kulturą, językiem, sposobem życia, gospodarką, polityką itd.
Gabon - kraj bardzo mały, ale bardzo piękny, o powierzchni 267 667 km, ludności miejscowej 1 500 000, drugie tyle to obcokrajowcy. Graniczy z Kongiem, Kamerunem, Gwineą Równikową a od wschodu i południa otacza go Ocean Atlantycki. Już w XVI wieku Portugalczycy przybyli na tereny dzisiejszego Gabonu i nazwali kraj "gabao" co oznacza "szałas". Potem Francuzi przekształcili nazwę na Gabon.Stolica Libreville, co w języku polskim znaczy "wolne miasto", rozciąga się malowniczo tuż nad Atlantykiem i ma też swoją historię. Walcząc z handlem niewolnikami, marynarka francuska odbiła w 1849 r statek z żywym towarem.
Ludzie wypuszczeni na brzeg osadzili się nazywając miejscowość "wolne miasto", gdyż nareszcie odzyskali wolność. Gabon odzyskał niepodległość i stał się Republiką, dopiero w 1958 roku.

Przybywając do nowego kraju, trzeba najpierw poznać jego historię, by lepiej zrozumieć ludzi i ich mentalność. Gabon jest krajem spokojnym - jak do tej pory nie było tu przelewu bratniej krwi. 85% kraju pokryte jest lasem tropikalnym, drzewo więc stanowi ogromne bogactwo, jak również ropa naftowa, gaz i inne. Klimat jest tutaj równikowy, gorący i bardzo wilgotny. Dominującą religią jest religia katolicka, ale coraz bardziej szerzy się islam oraz powstają różne sekty, które są bardzo agresywne w zdobywaniu "wiernych".
Pierwsi misjonarze francuscy przybyli statkiem na wybrzeże 29 września 1844 roku i odprawili pierwszą Mszę św. w miejscu obecnej parafii pod wezwaniem Michała Archanioła. Dokładnie w 168 rocznicę ewangelizacji Gabonu z woli Bożej i polecenia Przełożonych przybyłyśmy, by poszerzyć zastępy misjonarzy na tych ziemiach. Właśnie z tego kraju ponieśli misjonarze światło ewangelii w głąb Afryki, ale sam Gabon jakby zaczął się cofać i usypiać. Z tego względu Ojciec św. Jan Paweł II, będąc z wizytą pastoralną już 25 lat temu zwrócił się z wezwaniem do kościoła miejscowego "powstań i chodź". Słowa papieża zaowocowały nowymi powołaniami, powstaniem nowych parafii itd., ale duch tego świata też nie śpi. Potrzebni są nadal ci, którzy poniosą światło Chrystusa następnym pokoleniom.
Zostałyśmy szybko zaakceptowane przez tutejsze środowisko, a słowa Pana "szukajcie najpierw królestwa Bożego, a wszystko inne będzie wam przydane" przeżyłyśmy i przeżywamy dosłownie i namacalnie. A cóż mówić o pięknie natury, którą podziwiamy każdego dnia, o wspaniałych i niepowtarzalnych zachodach słońca nad Atlantykiem?

S. M. Damiana

REPUBLIKA DEMOKRATYCZNA KONGA

Jestem po wizycie z Kinshasa. We wspólnocie jest bardzo dobra atmosfera, a postulat wnosi dużo radości. Miałam tam spotkanie z czterema postulantkami drugiego roku, na temat odbytych sesji i czekającego ich nowicjatu, a w poniedziałek rano poleciały do Duala, gdzie czekała na nich s. Damiana. Na nowy rok z ostało przyjęte sześć kandydatek, które 4 października rozpoczną pierwszy rok postulatu.

Dom wymaga dalszych remontów, a w związku z ciągłym brakiem wody istnieje konieczność zrobienia cysterny na wodę.
Dziękuję za cały trud i troskę o każdą z nas i zapewniam o naszej duchowej łączności. Z serdecznymi pozdrowieniami

S. Liliosa

Pozdrawiam gorąco z Kinshasa. Zaraz na początku mojego tutaj pobytu, zmarł Kardynał Etshou, miałam więc okazję uczestniczyć we wszystkich uroczystościach pogrzebowych. Nie znałam go wcześniej, ale od razu zauważyłam że była to wielka i bardzo znacząca osoba dla tamtejszego Kościoła i chyba dla całego państwa. Słyszałam nawet jak ktoś mówił, że dla Konga zrobił on tyle, co Jan Paweł II dla Polski. Msza św. pogrzebowa celebrowana była na stadionie, który był pełen ludzi, a jest bardzo duży. Następnego dnia, w Katedrze, było złożenie ciała do grobu. Było tyle ludzi, że do katedry nie było szans się dostać. Przyjechali na tę uroczystość prezydenci obu państw, tzn. Sasou Nougasa z Kongo Brazzaville i Joseph Kabila z Kongo Kinshasa. Wszystkich bardzo poruszyły słowa Kardynała Thumi, który najpierw przypomniał niektóre wydarzenia z życia śp. kardynała, a później powiedział: "Kard. Etshou swoją wieczność przygotował sobie tutaj na ziemi i my wszyscy naszą wieczność przygotowujemy też dzisiaj. Jeśli dziś jesteś prezydentem, myśl o tym, że swoją wieczność przygotowujesz tutaj na ziemi, jeśli jesteś nauczycielem swoją wieczność przygotowujesz dzisiaj, jeśli jesteś pielęgniarką, sprzedawcą, studentem.... itd., swoją wieczność przygotowujesz tutaj, dzisiaj".
Poza tymi wydarzeniami poznaję Kongo od drugiej strony rzeki. Kongo Demokratyczne jest jednym z największych państw Afryki, jest lepiej rozwinięte niż Kongo Brazzaville, ale jeszcze bardziej zniszczone działaniami wojennymi i zaniedbane gospodarczo. Chociaż trzeba przyznać, że ludzie są chętni do pracy i każdy coś robi, żeby zarobić na swoje utrzymanie.
Nasz dom jest duży i wymaga remontów; dach przecieka, ale dobrze, że zaczyna się pora sucha. Siostry tej wspólnoty i postulantki radzą sobie dzielnie z tym wszystkim. Wszystkie pozdrawiają i zapewniają modlitwie.

S. Roberta

YAOUNDE

Wraz z s. Damianą, doświadczoną misjonarką tworzymy trzecią wspólnotę józeficką w Kamerunie. Pracujemy w szpitalu, który jest nieustannie pełny chorych. Pielęgnuję i opiekuję się noworodkami, które już przyszły na świat z problemami zdrowotnymi.... Przyczyny ich chorób to przede wszystkim septyczne porody po domach, nieprzestrzeganie zasad higieny oraz choroby matek w czasie ciąży... Będąc w bliskim sąsiedztwie ze wspólnotą z Omvan (25 km), gdy tylko mamy sposobność, to udajemy się do naszych sióstr.
Uroczystość św. Józefa również spędziłyśmy w józefickim gronie. Odkąd są tam siostry, "ruszyło" Bractwo św. Józefa. Początkowo należało do niego kilku leciwych staruszków, ale teraz szeregi się pomnożyły i odmłodziły.

S. Rachel

W szpitalu w Yaounde jestem zatrudniona na oddziale intensywnej terapii, gdzie trafiają ludzie najczęściej już w agonii: zapalenie opon mózgowych, wylewy, nowotwory w ostatnim stadium, powikłania pooperacyjne, rozległe oparzenia. Nic więc dziwnego, że liczba zgonów jest wysoka. Rodzina musi wykupić leki, przynieść jedzenie, pościel - szpital jest płatny, nie ma bowiem ubezpieczeń. ... Pracujemy w szpitalu, ale nie tylko jako pielęgniarki. Wymaga się od nas nie tylko znajomości zawodu (nikt sobie nie wyobraża, że siostra może czegoś nie wiedzieć), ale czegoś więcej. Uczymy chorych zobaczenia sensu cierpienia, odnalezienia nadziei w sytuacjach po ludzku beznadziejnych. Jest to bardzo trudne, ale ratuje nas ciągle i na nowo świadomość, tego co powiedział Pan Jezus: "A oto Ja Jestem z wami"

S. Damiana

NYOMBE

Już dobiega czwarty miesiąc naszego pobytu w Nyombe. Zaczynamy odkrywać Kamerun w całym jego bogactwie i biedzie. Mnie przeniesiono do apteki (dobrze, że mam praktykę z Oyo).... Leczą się tu pracownicy plantacji bananów i ich rodziny... W pobliżu są plantacje kawy, pieprzu i kakao. Ziemia jest tu wulkaniczna, dużo gór... 20 kwietnia przeżyłyśmy niecodzienną uroczystość. Otóż decyzją Ojca św. Jana Pawła II został mianowany polski misjonarz ks. Jan Ozga biskupem w Doume.
Konsekracja w całej oprawie murzyńskiej z tańcami i śpiewem wypadła bardzo uroczyście. Po Mszy św. i wspólnym posiłku odbyło się spotkanie księdza biskupa z Polakami. Było bardzo radośnie... Ksiądz biskup prosił o wsparcie modlitewne, bo w tej diecezji od dwóch lat nie było biskupa.

S. Aurelia

Już niedługo będzie 3 miesiące od wyjazdu z Paryża i szczęśliwym wylądowaniu na afrykańskiej ziemi. Afryka - piękna pięknem przyrody i niezmiernie uboga ludzką nędzą nie tylko materialną, ale duchową i moralną. Mimo to ludzie przyjęli nas z wielką otwartością, prostotą, szczególnie personel szpitala, gdzie pracujemy (na oddziale pediatrii i wewnętrznym). Liczba przybywających do szpitala jest dość duża, szczególnie dzieci z powodu epidemii różyczki, która jest tu o wiele groźniejsza niż w Polsce... We wspólnocie z s. Rosine i s. Lydie (Afrykanki) żyjemy jakbyśmy się znały od wieków. Obydwie są kochane, pracowite, rozmodlone i dobre.

S. Lidia i S. Franczeska (bliźniaczki)

OMVAN
Misja położona jest 25 km od stolicy Kamerunu Yaounde, w tym 6 km polnej drogi, uciążliwej do przejechania w porze deszczowej. Powierzchnia misji liczy około 36 ha i w większości pokryta jest buszem. Mieszkańcy tutejsi czekali na przyjazd sióstr 3 lata, bo tyle upłynęło od wyjazdu poprzednich sióstr z Haiti...

My zajęłyśmy 2 budynki, które służą nam na mieszkanie i zarazem tymczasowo za szkołę dla dziewcząt uczęszczających na kurs szycia, na wykłady z zakresu medycyny i na kurs języka francuskiego. Korzysta u nas z tej formy pomocy około 80 dziewcząt. W tej chwili dziewczęta przygotowują wystawę haftowanych obrusów i bieżników.
Za otrzymane w ten sposób pieniądze mamy w planie zakupić maszyny do szycia.

Nad tą formą apostolstwa czuwa u nas s. Felicja. S. Cecile pracuje w szkole katolickiej, która znajduje się na terenie misji. Liczy ona 300 dzieci. S. Rosine i ja prowadzimy punkt pomocy pielęgniarskiej. Otwarcie przychodni przewidziane jest za rok.... Od października około 700 osób znalazło u nas pomoc medyczną. Wkrótce rozpoczną siostry też konsultacje i profilaktykę w wioskach.

S. Maksymiliana

W czasie Wielkiego Postu, kierowane motywacją realizacji charyzmatu naszego Zgromadzenia i wychowania dzieci do dzielenia się z ubogimi, uwrażliwiania na cierpienia innych i konkretnej odpowiedzi ludziom poszłyśmy z dziećmi z wizytą do osób starszych z wioski Ekom. W każdym z domów wizytę zaczęłyśmy od porządków w domu, na parceli. Dzieci przyniosły wodę dla chorych w wiadrach z pompy oddalonej ok. 1 km, pozbierały też drewno, które będzie służyć do przygotowania na ogniu posiłków. Po tych przygotowaniach dzieci zaangażowały się w przeprowadzenie modlitwy z chorymi w ich intencjach. Na końcu podzieliły to, co przyniosły dla chorych i co z hojności swych dziecięcych serc chciały ofiarować... Poznanie osoby Ks. Zygmunta jest dla tych dzieci wezwaniem do czynienia dobra, troski o samotnych i tych, co są biedniejsi od nich, a dla nas wyzwaniem, by coraz bardziej wchodzić w jego duchowość i to całkowite oddanie się Bogu, by ON sam działał.

S. Wanda

GAMBOMA

Gamboma jest dosyć dużym ośrodkiem. Gamboma dowiedziałam się, iż znaczy "miejsce boa" ... Czasem nawet dwie godziny jest prąd elektryczny, natomiast duży problem stanowi woda, która na misji jest tylko z deszczu, a do rzeki dosyć daleko...

S. Liliosa

...Dojeżdżam do wiosek, gdzie karczujemy z dziećmi brus, przygotowując w ten sposób parcelę pod budowę kaplicy...Po skończonej pracy ks. Józef prowadzi katechizm, a ja rozdaję leki i robię drobne opatrunki...

s. Noemi

30.10.1988 odbyła się w Gamboma pierwsza profesja s. Marie Christine.

Dzisiaj parafia Piusa X przeżywa czas bogaty w modlitwę i braterstwo, tylu młodych przybyło z odległych wiosek i miasteczek...Otaczają serdecznością ich starszą siostrę Christine, która poświęca się na służbę Bogu i ludziom. 7.11.1987 ja sam przybyłem na otwarcie Nowicjatu i poświęcenie domu nowicjatu. Było to piękne święto. Ziarno wydało owoc. Dzisiaj pierwsza nowicjuszka składa pierwsze śluby zakonne. Niech będzie Bóg błogosławiony.

(Z homilii ks. Bp. Jerzego Singhę)

Czas przedświąteczny przyprowadził do nas wielu biednych. Między innymi małą wycieńczoną dziewczynkę w wieku 9 lat o imieniu Floida. Dziewczynka znaleziona na ulicy jednej z dzielnic Gambom jest sierotą. W szpitalu zrobiono jej badania i podjęto kroki ku leczeniu. Prezent jaki nam podarowała na wigilię to uśmiech, który przemienił jej zalęknioną twarz i niedowierzające oczy. Jeszcze jedno z adwentowych przeżyć. Dotyczy ono chłopca z ulicy, któremu od lat siostry pomagają. Jednego dnia przyszedł do nas z dużą laską asperge. Przyniósł ją z duma wraz z odrobiną manioku i ryby solonej. I tak po prostu z radością w oczach pochwalił się, że otrzymał to od przejeżdżających ludzi. Maniok i rybę postanowił zachować dla siebie a asperge był dla nas prezentem. On, który nie ma nic, znalazł coś czym zechciał się podzielić. Sytuacja ludzi w Gambom jest ciężka, wydaje się że z dnia na dzień jest coraz więcej biednych. Staramy się odczytywać te potrzeby i towarzyszyć ludziom...

S. Wanda

BRAZZAVILLE

Będąc u progu wielkiej podróży do "Czarnych Braci" miałyśmy szczęście otrzymać osobiste błogosławieństwo Ojca św. W jego prywatnej kaplicy uczestniczyłyśmy we Mszy św., odbyłyśmy pielgrzymkę do Asyżu i modliliśmy się na grobach tych, którzy walczyli pod Monte Cassino.

S. Damiana i S. Liliosa



Brazzaville, miasto rozlegle, nocą nawet pięknie oświetlone. Już rozpoczęłyśmy pracę w parafii św. Franciszka z Asyżu Duża liczba dzieci i młodzieży przychodzi na katechizację. Schola, chór, ministranci, liczne grupy kobiet i mężczyzn, tworzą w parafii tzw. "fraternité". Ksiądz proboszcz pragnie, aby te wszystkie grupy objąć opieką duszpasterską.... W naszej parafii jest również dużo biednych, którzy do nas przychodzą i proszą o żywność, o ubranie. Planujemy już w najbliższym czasie ich odwiedzać i dzielić się z nimi tym co posiadamy.

S. Liliosa

W tym roku szkolnym mamy w naszej parafii około 1.000 dzieci i młodzieży objętych katechizacją i formacją religijną. Staramy się to robić jak najlepiej, chociaż można by było jeszcze więcej, ale niestety, ciągle nas za mało. S. Felicja otworzyła Centrum Socjalne św. Józefa, gdzie przychodzą młode kobiety i dziewczęta, aby nauczyć się szycia, trykotowa itd. Gdy się nauczą, to wtedy będą mogły przychodzić codziennie, korzystać z naszych maszyn i sprzedawać zrobione rzeczy. To jest pomoc jakiej możemy im udzielić, dopóki nie kupią sobie własnej maszyny... Ożywił się również chór dziecięcy, gdyż s. Felicja zorganizowała dla dzieci lekcje gry na fletach, gitarach i trąbce. To na pewno będzie wielka atrakcja i środek, aby przyciągnąć innych... Aktualnie mamy 4 aspirantki... od września zaczną właściwy postulat a potem nowicjat. To nowa praca, do której Pan nas powołuje...

S. Eugenia

Nowicjat juz rozpoczęty. Dnia 4 .10 1986 pierwsza nowicjuszka - Christine, w święto św. Franciszka została przyjęta przez naszą wspólnotę i rozpoczęła kanoniczny Nowicjat. Aktualnie mieszkają jeszcze z nami dwie aspirantki. Kilka innych przychodzi regularnie na comiesięczne spotkania. Mamy w tym roku 1000 dzieci i młodzieży na katechizmie, 7 grup Młodzieży Światłości, wszystko inne także, jak: chór dziecięcy, centrum socjalne, księgarnia i Nowicjat.

S. Eugenia

Minęło już trochę czasu od chwili gdy po raz pierwszy stanęłam tak konkretnie między tymi najbiedniejszymi, odrzuconymi ludźmi, dotkniętymi straszną chorobą trądu. Przyznać muszę, że dzięki Bożej łasce, stosunkowo szybko zaklimatyzowałam się w tym środowisku i pokochałam tę pracę i ludzi tak bardzo cierpiących.

S. Noemi

Oto Afryka- Kongo - Brazzaville! Już miesiąc minął jak powitała nas tu zapadający zmrok i grupa roześmianych misjonarskich twarzy. Podziwiam niesamowity wkład pracy, wysiłku i ofiary naszych sióstr w to wszystko, co tu istnieje - chwała Najwyższemu i wszystkim wspomagającym misje. Wszyscy pytają mnie o pierwsze wrażenia, musze przyznać, że aż tak wielkiego wrażenia Afryka na mnie nie wywarła. Dużo naoglądałam się z dziewczętami video-casset, przeźroczy, wszystko jest mi w miarę bliskie, znane. Choć sama rzeczywistość bycia tutaj pobudza do pracy, służby. Siostry pracują na "wszystkich frontach", począwszy od szpitali, przez księgarnię, katechezę, młodzież dzieci katechistów i ubogich, aż po kuchnię i wszystkie zajęcia domowe. Czekamy na nowe siostry!!! Pracy jest dużo.

S. Leticja

Wszystko dla mnie jest nowe: język, szkoła, katecheza, spotkania z ludźmi, ich odmienną mentalnością - tylko wezwanie Jezusa zawsze to samo - "Zostaw wszystko i pójdź za Mną". Tutaj chyba wyraźnie to czuję, że trzeba zostawić wszystko. Pracuję w naszym przedszkolu. W tym roku jest 97 dzieci - podzielone na 3 grupy. Ja właściwie więcej czasu poświęcam nauczycielkom niż dzieciom, ale wydaje się to ważniejsze, bo jeśli one będą odpowiednio przygotowane to dzieci na tym skorzystają. Nie jest to łatwe. Trzeba odszukać dróg, stawiać wymagania, ale jednocześnie zrozumieć.... Oprócz przedszkola jest jeszcze katecheza w parafii. Ja mam pod opieką pierwszy i czwarty rok... Siostry bardzo mi pomagają, bez ich pomocy nie dałabym rady.

S. Roberta

OYO

Pierwsze dni urozmaicone były odwiedzinami dzieci i dorosłych, którzy przychodzili przywitać nowe siostry. Każdy przynosił, co mógł, tzn. owoce manga, dwa banany i jakieś inne owoce czy warzywa, których nazwy nie znam. Dzieci są tu bardzo chude, ubrane biednie. Ludzie jedzą tutaj raz dziennie maniok z takim sosem przygotowanym z liści.... W niedzielę była pierwsza Msza św. z wiernymi, gdyż w ciągu tygodnia przychodzą tylko dzieci. Takiego śpiewania, klaskania i przytupywania do rytmu, jak żyję nie słyszałam.... Msza św. trwała 2,5 godz. Po Mszy św. gdy wyszłam z kościoła, dzieci okrążyły mnie i zaczęły śpiewać - o dziwo po polsku- "witamy nasze siostry.." Następnie podchodzili dorośli, podawali rękę i mówili: M. Bote Solur - witaj siostro....

S. Felicja

Rozpoczęły się dla nas szare misyjne dni.... Pierwsze dni były przygotowaniem do Świąt Bożego Narodzenia... Razem z ministrantami zrobiłam w kościele szopkę. Szopka była jakby ruchoma, bo dzieci chodziły i przestawiały figurki.... W Boże Narodzenie poszłyśmy odwiedzić chorych do szpitala. Ksiądz dał nam konserwy, byśmy mogły wręczyć prezent każdemu choremu z okazji świąt. W drugi dzień świąt po Mszy św. wszystkim obdartym dzieciom dawałyśmy nowe ubranka. Była to nasza wspólna radość...

S. Rozariana

Jeśli chodzi o nas to czujemy się naprawdę dobrze; codziennie dziękujemy Bogu, że możemy tutaj być wśród najbiedniejszych tej ziemi i realizować swoje powołanie misyjne. Wydaje się, że nie ma na świecie ludzi tak szczęśliwych jak my tutaj... Nie oszczędzamy się. Intencje mamy jak najlepsze, by pracować tylko i wyłącznie dla Chrystusa, by On wzrastał w sercu każdego człowieka, z którym się spotykamy na kongijskiej ziemi.

S. Rozanna i S. Rozariana

Przygotowałyśmy ubrania dla 35 dzieci do chrztu. Obrzędy chrztu podzielono na dwie części. Rano była część wstępna, między innymi przecinanie obrączek i sznurów, które im kiedyś nałożył fetyszer. Ks. Proboszcz używał do tego nożyczek, a u niektórych musiał brać kleszcze, by przeciąć grube druciane obrączki. Ludzie na to patrzyli z trwogą co się stanie jak ksiądz przetnie fetysze. Ale dzięki Bogu nikt nie umarł, jak im kiedyś obiecywał fetyszer. Te fetysze złożył ks. Proboszcz przy krzyżu... Nabożeństwo wieczorne było o 17.00... Co za zaszczyt był dla mnie przygotowywać i nakrywać do chrztu, a potem w czasie chrztu trzymać główkę każdemu murzyniątkowi. Były to dzieci od trzech miesięcy do 6 lat.

S. Rozariana

Byłam tydzień temu w najdalszej wiosce Koyo (35 km od Oyo), gdzie można tylko dojechać motorem... Jedzie się przez pola i lasy po wąskich ścieżkach i wśród wysokich traw. W tej wiosce leczyłam ludzi od 8.30 do 15.00 bez przerwy i wytchnienia.... W powrotnej drodze zatrzymali mnie w jednej wiosce, by zrobić opatrunki trędowatemu. Dosłownie, przez godzinę myłam rany...Ten człowiek wstydzi się ludzi, opuszczony przez żonę, dzieci i innych... Zostawiłam mu trochę konserw, lekarstw i bandaży, może się ktoś znajdzie, by mu zmienić opatrunki, bo ja jeżdżę do tej wioski raz na trzy tygodnie.

S. Rozariana

Pragnę podzielić się moimi przeżyciami z wioski... Trzeba było zabrać leki, bo cała wioska przychodzi po nie. Musi ich być dużo...wszystko przygotować do Mszy św. bo w wiosce nie ma nic, nawet trzeba zabrać naftę i świeczki...Wyjeżdżamy samochodem 40 km. Potem wyładowujemy wszystkie bagaże, na brzegu Alimy czeka na nas piroga (łódka). Przed nami cztery godziny drogi z takim ładunkiem... łódka wąska ruszać się nie można... O godz. 16.00 jesteśmy na brzegu. Teraz trzeba rozładować bagaż, brać na plecy i 4 km nieść wąską ścieżką... Bagaże to pokaźne walizki z lekami, żywnością dla nas i dla biednych, bielizną dla ubogich. Pomagają nam tubylcy... Wieczorem jesteśmy na miejscu.. Czekają ludzie z molową (sok palmowy), aby nas powitać. Po rozpakowaniu bagaży idziemy do kapliczki na wspólne modlitwy... ustalamy program na jutro... Drugi dzień zaczynamy Mszą św., potem katechizm, odwiedziny ludzi... ja zaczynam leczenie... nie ma tu lekarza, pielęgniarki, apteki.. Ludzie czekają na misjonarzy...

S. Matylda

LISTOPAD 1975 rok

Mija trzy dni od naszego przyjazdu do Brazzaville. Samą podróż miałyśmy wspaniałą... Od dnia dzisiejszego rozpoczęłyśmy różne praktyki, dużo z nich skorzystamy dla naszej przyszłej pracy... Najprawdopodobniej przed Bożym Narodzeniem pojedziemy już na naszą placówkę... Ten świat ludzi kongijskich jest zupełnie inny, niż wyobrażałyśmy go sobie. Trzeba go poznać, zrozumieć i pokochać, jak swoją własną ojczyznę. Trzeba wychodzić tym ludziom naprzeciw, bo oni wobec białych zachowują dystans. Mieszanina języków jest jeszcze jedną cechą charakterystyczną dla Konga. My najprawdopodobniej zaczniemy od "języka serca". Zrobimy wszystko, "żeby naśladować Boga i postępować drogą miłości (Ef 5,1-2).

S. Eugenia

 
Strona główna | Historia | Kongo | Kamerun | RDC | Wydarzenia | Świadectwa | Galeria zdjęć
© Zgromadzenie Sióstr Św. Józefa - DELEGATURA AFRYKAŃSKA